Jacek Kowalski o modlitwach w czasie wielkich bitew toczonych przez wojska Rzeczypospolitej

Wędrując po naszych sanktuariach – od Jasnej Góry po miejsca zagubione w pamięci pokoleń – jakże często pomijamy spojrzeniem niewielkie blaszki świecące wokół świętych obrazów. Zresztą coraz więcej ich znika z ołtarzy wskutek kradzieży, niefrasobliwości albo przeprowadzki do muzeum. Ale wciąż są ich tysiące. To monument dziejów, prawdziwy Polaków portret własny.

Pogański zwyczaj łączenia modlitwy z darem, który ją upamiętnia, chrześcijanie „ochrzcili” w późnej starożytności. Odtąd na ołtarzach i przed cudownymi obrazami Pana Jezusa, Matki Bożej i świętych składano ex‑wota w podzięce za otrzymane łaski albo wota w nadziei otrzymania takowych. Niełatwo je odróżnić od siebie, jeśli nie noszą odpowiednich napisów. Czy jednak ofiarodawcy chcieli zapisać się w ludzkiej pamięci? Nie zawsze, bo cel był inny. Zawieszone wysoko tabliczki trudno zresztą z daleka rozpoznać, a położone na nich napisy odczytywać trzeba nieomal przez szkło powiększające… Przeznaczano je zatem raczej dla Pana Boga i, może, dla nas, potomnych, którzy po wiekach mają okazję wziąć niektóre z wotów do ręki i połączyć swoją modlitwę z głosem sprzed stuleci.

Jacek Kowalski o modlitwach w czasie

Wota pojawiły się w Polsce natychmiast po przyjęciu wiary. Źródła z X wieku podają, że książę Mieszko I gdy został zraniony w ramię zatrutą strzałą (…), natychmiast po złożeniu ślubu [świętemu Udalrykowi] uwolniony od niebezpieczeństwa do domu swego powrócił i ramię w kształcie swojego jako wotum polecił sporządzić.

To było ex‑wotum. Ponad wiek potem Gall Anonim zapisał, że książę Władysław Herman i jego małżonka ofiarowali złote wotum do sanktuarium Świętego Idziego we Francji z prośbą o potomka. Rok później urodził się Bolesław Krzywousty. Mówimy tu na razie o elicie elit, czyli rodzinach książęcych, ale jeszcze w średniowieczu zwyczaj składania wotów znacznie się rozpowszechnił. Niestety, najstarsze zachowane polskie wota pochodzą dopiero z końca XVI stulecia i są już świadectwem pobożności sarmackiej. Nie wiemy, czy wcześniejsze składano o wiele rzadziej, czy też po prostu z czasem przetopiono je wszystkie na nowe kielichy i monstrancje (skądinąd słusznie).

 

Pod Cecorą liczny poczet sarmackich dowódców dostał się do tureckiej niewoli. Między nimi młody, dobiegający trzydziestki hetman polny Stanisław Koniecpolski – jeden z geniuszów polskiej myśli wojskowej. On, a z nim sławny książę Korecki i kilku innych, zostali upokorzeni szczególnie: wtrącono ich do Jedykuły, czyli Czarnej Wieży. Wedle wspomnień Koniecpolskiego więźniowie na dzień godzin dwie byli wolni, jednak [tylko] w okowach na banię, to jest na salę nad morzem, [mogli] wychodzić; na noc wszystkim nogi w kłodę, rzędem ich położywszy podle siebie na wznak, kładli, i kiedy, salvis auribus lectoris [za uszanowaniem uszu czytelnika], odprawiać [trzeba] było opus naturae [potrzeby naturalne], jeden drugiemu garńca, siegając go przez głowę, podstawiał…

 

Wkrótce książę Korecki, otwarcie odgrażający się Turkom, został zbrodniczo zamordowany. Koniecpolski uniknął tego losu. Po chocimskim sukcesie polskiej armii – który przypisywano interwencji Matki Bożej – i zawarciu pokoju, wraz z innymi odzyskał wolność. Był u początku wspaniałej militarnej kariery. Kilkanaście lat później Francuz Karol Ogier donosił o nim, że ogromną odznacza się, i niefrasobliwą, pobożnością i na sztandarze swym ma wizerunek Najświętszej Panny. Cały tchnie myślą o rozgromieniu niewiernych narodów, z którymi często walczył…

 

Na Jasnej Górze zachowała się duża, srebrna plakieta, na której widnieje płaskorzeźbiona (fachowo rzekłszy: repusowana) brodata postać hetmana składającego ręce przed wychylającą się z chmur Matką Bożą z Dzieciątkiem. Buławę złożył na ziemi. W tle obóz polski i polska jazda wiedziona przezeń do boju. Wyżej ulatuje anioł śmierci z płomienistym mieczem i czaszką w ręce.

 

Ów drogocenny przedmiot, uznawany za najpiękniejsze z barokowych wotów polskich, złożono Matce Bożej zapewne w podzięce za ocalenie i zwycięstwo w którejś z bitew. W każdym razie jest namacalnym świadkiem epoki triumfu.

 

Król Jan Kazimierz nie grzeszył nadmiernym umiłowaniem cnoty czystości, był jednak rzeczywiście religijny, a szczególne nabożeństwo żywił do Matki Bożej. Wyruszając pod Beresteczko, gdzie miały się rozstrzygnąć nie tylko losy jednej armii, ale całej Rzeczypospolitej, zabrał ze sobą cudowną ikonę Matki Bożej z unickiej katedry w Chełmie. A tuż przed bitwą miał miejsce cud:

…chorągiew [oddział] Pana Stanisława Potockiego, wojewody podolskiego, na straży będąc w polu, widzieli białogłowę na powietrzu, płaszczem swym obóz nasz okrywającą, co Najświętszej Pannie przypisawszy, padli na kolana…

 

Jacek Kowalski – historyk sztuki, poeta i pieśniarz, profesor Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, miłośnik kultury staropolskiej.

 

Tekst jest fragmentem artykułu opublikowanego w 59. wydaniu magazynu „Polonia Christiana”. Wydawcą pisma jest krakowskie SKCh im. Ks. Piotra Skargi. Prezesem Stowarzyszenia jest Sławomir Olejniczak, natomiast redaktorem naczelnym pisma – Sławomir Skiba.